"Była maleńka jak pszczółka Maja"
Historia
Mai - 10 lat dziecko z 4 ciąży. Majusia
początkowo miała na imię Amelka , takie imię mi się marzyło, gdy byłam w ciąży.
Lecz, gdy urodziła się jako wcześniak w
34 tygodniu ciąży, była taka maleńka, ważyła zaledwie 1800g, w pierwszej dobie
waga spadła do 1690 g, to imię do niej nie pasowało. Była maleńka jak pszczółka
Maja i stąd wzięła się Majusia. Ciąża przebiegała dobrze książkowo do pewnego
momentu, gdzie lekarz na USG zobaczył, że dziecko jest za małe, jak na wiek ciąży,
wtedy się zaczęły schody około 26 tyg. Co
tydzień wizyta i sprawdzanie przyrostów wagi i wymiarów dziecka, przepływy pępowinowe
prawidłowe wszystko prawidłowe, dostałam leki, kwasy DHA wszystko, co mogło
tylko wspomóc dobrą dietę, nigdy nie
paliłam, alkohol okazyjne, ale nigdy w ciąży, więc problem nie leżał u
mnie, nie było żadnej infekcji czy
choroby. W 31 tygodniu trafiłam do szpitala, ponieważ Maja bardzo malutko
przyrosła, wręcz zatrzymała się w miejscu, w szpitalu padła diagnoza dysmorfia
płodu. Lekarze mówili, żeby się przygotować na przedwczesny poród i niewiadomy
stan dziecka lub na śmierć dziecka w łonie matki w każdej chwili. Takie dzieci
nie przeżywają do końca zdrowej ciąży, ta informacja mnie załamała kompletnie .
Zostałam wypisana ze szpitala z dalszymi kontrolami już dwa razy w tygodniu u lekarza prowadzącego ciążę, tak
minęły kolejne 3 tyg w nerwach i strachu o życie i zdrowie dziecka . Pewnego
wieczoru na weekendzie majowym przestałam czuć ruchy dziecka, przeraziłam się,
zadzwoniliśmy po karetkę szybko przyjechali, wzięli mnie na porodówkę, ponieważ
nie czułam ruchów dziecka, ale miałam lekkie skurcze to był 34 tydzień
właściwie kończył się 33. Na porodówce pani pielęgniarka zrobiła KTG i miałam
ogromną ulgę, ponieważ usłyszałam bicie serca Mai a już miałam najgorsze myśli
w głowie, zostałam na oddziale patologii ciąży. Lekarze chcieli mnie trzymać
ile się da, aby dziecko przybrało chodź kilka gram, dostałam kolejne zastrzyki
na rozwój płuc dziecka, zostałam podpięta pod pompę, która zatrzymuje skurcze.
Udało mi się przespać kilka godzin podpięta pod KTG, lecz w środku nocy obudził
mnie silny ból były to już skurcze porodowe, zadzwoniłam po pielęgniarkę, która
zaprowadziła mnie na badanie na salę porodową. Zostałam zbadana i poinformowana,
że niestety poród się zaczął i już go nie zatrzymamy, mimo leków akcja porodowa
była w trakcie. Maja się ratowała sama, już czuła, że dłużej nie może pozostać
w brzuszku u mamy. W trybie pilnym był
zwołany zespół ratowania wcześniaków, dziecko nie dość, że było wcześniakiem to
było maleńkim wcześniakiem z problemami. Maja urodziła się bardzo szybko, była
maleńka. Niestety dostałam ją tylko na kilka sekund, zespół musiał ją zabrać
sprawdzić czy samodzielnie oddycha i ratować jej życie, ja pozostałam sama ze strachem, czy moje dziecko przeżyje. Niestety w szpitalu trafiłam na bardzo niemiłego
lekarza, który był wtedy ordynatorem neonatologii, inne matki na sali z dziećmi
a ja sama bez dziecka i bez informacji, czy moje dziecko żyje, czy będzie zdrowe.
Na wizycie porannej, gdy właśnie ów
ordynator chodził, gdy zapytałam, czy z moim dzieckiem jest wszystko w
porządku, nawet nie mogłam jej zobaczyć przez szybę, dostałam odpowiedź chamską
„a co może być dobrze przecież to wcześniak !” Z takim wyrzutem, gdyby to było
moje widzimisię urodzić dziecko w 34 tygodniu ciąży, zalałam się łzami spuściłam
głowę, lekarz do mnie wrócił chyba miał jeszcze krztę sumienia w sobie i powiedział, że dziecko jest w
inkubatorze, ma mocną żółtaczkę ale oddycha samodzielnie dostało 10 punktów w
skali Apgar ale musi zostać i przybrać na wadze min. 2 kg, aby można było
zaszczepić, wtedy wyjdziemy do domu. Na razie mam ściągać pokarm i zanosić
pielęgniarkom, nie mogłam Mai karmić, dotknąć, zobaczyć przez tydzień, aby nie
przynieść żadnych bakterii, chorób. Spędziłam 14 dni w izolatce ściągając
pokarm i modląc się, aby wszystko było w porządku. Musiałam kupić specjalny
wzmacniacz do pokarmu, aby Maja dostawała więcej kalorii i aby szybciej
przybierała na wadze. Dopiero po tygodniu mogłam wejść, zobaczyć ją przez
szybę, po 14 dniach dostałam ją na ręce dopiero w dniu wypisu do domu, z
dalszymi zaleceniami Dopiero po 14 dniach
mogłam zacząć być jej mamą. Po wyjściu ze szpitala nic nie wynikało z karty
informacyjnej: wcześniak , hipotrofia płodu, silna żółtaczka i w sumie to tyle.
Miałyśmy w każdym tygodniu wizyty u różnych specjalistów od wcześniaków. Maja
rosła, wszytko było w porządku, później, gdy już miała 3 miesiące trafiłyśmy do ośrodka, gdzie jest neurolog dla
wcześniaków oraz rehabilitacja Maja leżąc na brzuszku mając 3-4 tyg bardzo
wysoko dźwigała głowę, oraz gdy ja przebierałam była bardzo pospinana. Bałam
się, że odginając jej rączkę mogę jej połamać, zgłaszałam to każdemu lekarzowi
każdy bagatelizował problem, mówili silna dziewczyna. Dopiero neurolog na
pierwszej wizycie powiedziała, że ma wzmożone napięcie mięśniowe. Maja została
skierowana na rehabilitację, ale u bardzo dobrej rehabilitantki, która przez 2
lata wyprowadzała ją na prostą. W międzyczasie były wizyty w Prokocimiu, gdy Maja miała około 4-5 miesięcy
dopiero się tam dostaliśmy, nie miałam wtedy
prawa jazdy ani samochodu, pomocy rodziny, więc wszędzie jeździłam z Mają sama
busami. W Prokocimiu u znanego neurochirurga po pobycie na oddziale po badaniach usłyszałam diagnozę małogłowie
wrodzone, „Pani dziecko nie będzie chodzić, nie będzie mówić, pożyje może kilka
lat, mała głowa mały mózg mniejsze możliwości. Za kilka lat, jeśli dożyje, to
będzie się cofać w rozwoju, już za późno
na operację, ponieważ operację czaszki można było zrobić do 3-go miesiąca życia,
a dziecko zostało zdiagnozowane i pokierowane, gdy już miało 5 miesięcy. Było za późno, nikt wcześniej nie zauważył,
nikt nie zdiagnozował, gdy na każdej wizycie dziecko miało mierzony obwód
głowy. Pozostało Pani ją kochać taką, jaka będzie”. Byłam porażona tymi
słowami, lekarz znany neurochirurg, skazał moje dziecko na bycie rośliną, nie
poddałam się, znalazłam dobrego rehabilitanta , podowiadywałam się, w
które drzwi wejść gdzie zapukać, jak jej pomóc. Załatwiłam orzeczenie w poradni
psychologiczno- pedagogicznej dostała WWR do 7 roku życia, czyli Wczesne
Wspomaganie Rozwoju. Miała zajęcia w tygodniu integrację sensoryczą masaże, rehabilitację i masę innych zajęć,
później poszła do przedszkola jako dwulatek chodzący, mówiący. Zaczęła chodzić,
gdy miała 13 miesięcy, zaczęła mówić o czasie, była mniejsza drobniejsza i
miała mniejszą główkę, ale miała włosków dużo, więc nie było to aż tak
widoczne, czas mijał Maja rosła dobrze się rozwijała i nadszedł czas szkoły
podstawowej. Pani z przedszkola mówiła, że Maja jest gotowa na pójście do szkoły,
że nie ma potrzeby odroczenia, że nie odstaje od rówieśników, więc tak się
stało poszła do szkoły. Pierwsza klasa zaczęły się problemy Maja nie była
akceptowana przez klasę, słabo się uczyła, nie była gotowa na obowiązki ucznia,
klasa druga to samo, jeszcze gorzej. Z poradni tylko opinia zindywidualizowana
ścieżka kształcenia nie wiele to dało, Maja źle się czuła w szkole nie chciała
uczestniczyć w zajęciach, gdy były jakieś występy zawsze dostawała jakąś boczną
rolę była wypychana do tyłu na koniec, przecież są zdrowe dzieci, które warto
pokazać ich talent itd. Maja na pewno nic nie umie, koleżanki jej nie lubiły,
bo była inna, nie zapraszały jej na urodziny ani do Mai na urodziny nie przychodziły, obiecywali, że
przyjdą, po czym przyjęcie zorganizowane a gości brak, było to ogromnie
przykre. Maja nie chciała chodzić do szkoły, czuła się inna, w trzeciej klasie zaczęłam
się zastanawiać, analizować, miałam
wewnętrzne przeczucie, że coś jest nie tak. Wszystko zwalaliśmy na małogłowie
ale nie dało mi to spokoju. Wychowawczyni również sugerowała, że coś jest na
rzeczy. Udało mi się znaleźć z prędkością światła poradnię, która otworzyła się
kilka dni wcześniej w styczniu 2025. Zapisałam Maję - była od nas 60 km,
więc nie na miejscu, ale nie miało to znaczenia. Zaczęła się seria spotkań:
psychiatra, psycholog i tak na zmianę kilka spotkań, masa testów i w maju
zapadła diagnoza i potwierdzenie moich wewnętrznych przeczuć, że to nie tylko
małogłowie, kolejny cios: diagnoza Autyzm Atypowy i ADHD i jak tu dalej żyć, już
widziałam, co się dzieje. Odrzucenie Mai, brak akceptacji, głupie minki i
uśmieszki dzieci z klasy i z innych klas, pytanie dziecka, dlaczego oni mnie
nie lubią,co ja im zrobiłam ? Moja odpowiedź: ,,jesteś wyjątkowa, a oni się
boją takich wyjątkowych dzieci. Musimy znaleźć dla Ciebie wyjątkowe miejsce z
innymi wyjątkowymi dziećmi i zadziałało jak za dotknięciem magicznej różdżki. Szybka
decyzja, poradnia, załatwienie orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego,
ponieważ został miesiąc do zakończenia roku szkolnego, chodzenie prośby u
dyrektorów obu szkół w Jaśle, aby dyrektor wyraził zgodę na nie promowanie Mai
do klasy 4 oraz przeniesienie do innej szkoły we Frysztaku, oraz cudownej Pani
Marii Wicedyrektor, która z otwartymi ramionami, po uprzedniej wizycie
diagnozującej, czy Maja w ogóle się nadaje do przyjęcia, wspaniała informacja
Maja zostanie przyjęta ponieważ, była o 3 lata za długo w szkole
ogólnodostępnej, mimo tego, że w klasie był nauczyciel wspomagający, było
bardzo ciężko. Udało mi się dopełnić wszystkie formalności mimo przeciwności
losu i kłód pod nogami, spotkałam ludzi pełnych empatii, aby Maja była w tym
miejscu, w którym jest obecnie. Dziecko, które miało być niemową, leżąca
rośliną, świetnie się czuje w szkole we Frysztaku, ma wyjątkowych kolegów i
koleżanki, świetną Panią wychowawczynię Panią Renię, Panią wspomagającą Panią
Monikę, które uwielbia, oraz całą kadrę. Panie ze świetlicy szkolnej, jedyny
zarzut Mai do mnie to, że czasem mimo godziny prawie 15 za wcześnie po nią przyjechałam, bo ona
świetnie się bawiła. Maja może w tej szkole rozwijać swoje talenty: śpiewanie,
taniec, malowanie i wiele innych i nie jest tą najgorszą tą inną tą na końcu tą
dyskryminowaną i odrzucaną, jest w końcu zauważona i może rozwijać swoje pasje.
Do rodziców, którzy boją się zmian, boją się opinii innych spotkałam się z tym
wśród rodziny, znajomych „gdzie Ty dałaś dziecko, do tych dzikusów, przecież
ona nie jest upośledzona, po co chcesz jej życie zniszczyć, kto ją przyjmie kiedyś do pracy ze świadectwem
z ośrodka specjalnego, niszczysz jej
przyszłość, po co tyle dojeżdżać codziennie, w szkole dostałaby asystenta i by chodziła itd. itp.’’ Nie przejmowałam się
opinią ludzi, bo nikt nie przeszedł tej ciężkiej kamienistej drogi w moich butach
ja uważam, że podjęłam najlepszą decyzję w życiu gdy widzę, że Maja sama przychodzi
i czyta mi lekturę, którą Pani Renia zadała do przeczytania, Maja przez 3 lata szkoły
podstawowej ogólnodostępnej nie dała się
tknąć, aby przeczytać choć jedną kartkę jakiejkolwiek lektury, a tu przychodzi
sama mamo ja Ci przeczytam, sama wyciąga zadanie i je robi, wstaje bez
większych problemów do szkoły nie wymyśla żeby nie iść i to jest najlepsze
świadectwo na to, że ta decyzja była
najlepsza w życiu. Ale odbiegłam od tematu kochani rodzice: idźcie za swoim
przeczuciem, idźcie za swoim głosem serca, co jest najlepsze dla waszego
dziecka ani rodzina, ani znajomi, ani otoczenie nie przeżyje za was waszego
życia głowa do góry i powodzenia.
Komentarze
Prześlij komentarz