Światło w ciemności.
Słońce świeci zawsze. Świeci nawet w nocy. To, że go wtedy nie dostrzegasz, nie znaczy, że zgasło; znaczy tylko, że go nie widzisz, a ono wykonuje swoją pracę, nigdy nie gasnąc. Świeci zawsze.
Sara była naszym pierwszym
dzieckiem, wyczekiwanym, upragnionym, naszą śliczną córeczką. I chociaż szybko
po Jej narodzinach okazało się, że będzie chora i nie będzie rozwijać się jak
inne dzieci, pokochaliśmy ją bardzo. Bywały chwile, kiedy trudno było
obserwować, jak rośnie Sara, nie robiąc postępów w rozwoju - nie zaczyna
chodzić, mówić. A z każdym kolejnym rokiem Jej życia, choroba czyni coraz
większe spustoszenie z Jej kruchym ciałkiem. Lecz w tym ciałku mieszkała
cudowna osoba, której mądre spojrzenie potrafiło wyrazić wszystko.
Wiedzieliśmy, że bardzo nas kocha, a jej promienny uśmiech zarażał nas
radością. Nauczyła nas jak cieszyć małymi rzeczami i jak naprawdę niewiele
potrzeba człowiekowi do szczęścia. Nauczyła nas pokory do życia, aby doceniać
to, co się ma i czerpać z tych małych chwil szczęścia. To było światło w
ciemności. Ona miała tak niewiele, a tak dużo potrafiła dać. Nikt nie kochał
nas tak bardzo jak ona. To było coś wyjątkowego - bo jak wyrazić miłość bez
słów i bez gestów - Ona to potrafiła okazać całą sobą, wyrazem oczu, uśmiechem.
W pamięci na zawsze
pozostanie, jak pięknie witała nas każdego ranka - jaśniejąc radosnym uśmiechem
i okazywała miłość, taką doskonałą - bez powodu i bez przyczyny, za to, że po
prostu jesteśmy. Świat jaśniał od Jej
szczerego uśmiechu, od sposobu, w jaki okazywała uczucia. A Jej świat był
prosty, czysty i niewinny - tak jak Ona sama. I chociaż cierpiała, znosiła to
dzielnie, jak bohater.
Nasza księżniczka Sara - anioł uwięziony w niedoskonałym ciele, które
uwiera i nie daje Jej w pełni wyrazić siebie. W końcu jednak zrozumiałam,
dlaczego Bóg dał nam Sarę. On się nie myli i jeśli nawet tego nie dostrzegamy -
obdarza dobrem. Mimo, że czasem czegoś nie rozumiemy, nie znamy wszystkich
odpowiedzi, wystarczy Mu po prostu zaufać i oddawać to, co nas przerasta. Wtedy
jest łatwiej. Dzisiaj wiem, ile dobra przyszło z istnienia i życia Sary, z
tego, że była i jaka była.
W drugiej dobie po
urodzeniu doszło u Sary do wylewów w mózgu z powodu przebytej w ciąży
-cytomegalii - niegroźnej choroby, jednak w ciąży niebezpiecznej, tak jak odra
czy różyczka. I to spowodowało mózgowe porażenie dziecięce- czterokończynowe z
wiotkością kręgosłupa, który się z czasem krzywił, co sprawiało, że narządy
wewnętrzne się przesuwały. Aż w końcu płuca nie mogły działać jak należy. W
końcu doszło do niewydolności oddechowej.
Niezwykle trudnym momentem
był czas Jej odejścia, niedługo przed Jej szesnastymi urodzinami. To w jaki
sposób Bóg nas przygotował i przeprowadził, zapewniając swoją opiekę w tej
dramatycznej chwili rozstania, było cudem. On trzymał nas w swoich rękach,
wypełniając serca pokojem, kiedy Sara wydawała ostatni oddech. I chociaż ciężko
to wytłumaczyć i objąć rozumem – tak było, bo nie bylibyśmy w stanie poradzić
sobie z tym sami.
I chociaż teraz tęsknimy,
bo nie ma Sary wśród nas, to wierzę, że Ona jest już szczęśliwa, po drugiej
stronie wieczności. Tam, gdzie jest całkowicie wolna, gdzie nie krępuje Jej już
zdeformowane chorobą ciało, gdzie nie czuje bólu i nie cierpi. Dla niej
przyszedł już czas, by odpocząć.
To było światło w
ciemności. Światło w niepełnosprawnym dziecku – tak niedoskonałym fizycznie, a
cudownym zarazem.
Historia, której nie sposób zapomnieć. Wspomnienia są piękne, zwłaszcza, gdy przyświeca im światło :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite i poruszające do głębi 🥺
OdpowiedzUsuńSiła jaką macie w sobie jest niezwykła.Kiedy się słucha waszą historie to tak jakby słuchało sie opowiadania z jakiejś książki czy filmu.I za każdy razem łzy cisna sie do oczu.Niech Bóg daje wam zawsze te moc.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna historia 😍😍 każdy człowiek to dusza a ciało nieważne jak piękne czy niedoskonałe jest tylko na chwilę. Dusza i piękno wewnętrzne emanuje dookoła wspaniałej osoby ❤️ dużo zdrówka i sił dla mamy 🥰🥰
OdpowiedzUsuń