,,Uśmiecham się, chociaż nieraz łzy same cisną się do oczu.’’
Październik to miesiąc, który wywrócił moje życie do góry nogami. Wtedy właśnie na świat przyszła moja córeczka. Diagnoza, jaką usłyszałam w trzeciej dobie życia mojej córki, była taka, że jest podejrzenie trisomi 21. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, co to jest i zapytałam, czy dziecko ma ręce i nogi...
Nie byłam świadoma tego, co mnie czeka i z
czym będę się musiała mierzyć. Po długich godzinach wyczekiwania i dopytywania
o stan zdrowia dziecka, lekarz poinformował mnie, że jest to ZD i dziecko
posiada bardzo dużą wiotkość mięśni, i że nie jestem pierwszą, ani ostatnią
osobą, posiadającą takie dziecko. Nie otrzymałam żadnej pomocy, tylko przy
wypisie dostałam plik skierowań do różnych specjalistów.
Po przestąpieniu progu domu zaczęło do
mnie docierać, co się stało. Zadawałam sobie pytanie: dlaczego to ja? Dopadła
mnie bezsilność, mnożyły się pytania: jak sobie poradzę i gdzie szukać mam
pomocy? Zaczęły się niekończące wizyty u
specjalistów: kardiolog, endokrynolog, okulista, laryngolog, neurolog,
dermatolog, stomatolog, a przede wszystkim rehabilitacja, na której płakałam
razem z córeczką. Duże wsparcie miałam w domu od starszych dzieci i męża.
Pierwszą osobą, której jestem wdzięczna, jest Bożenka, która rehabilitowała
moje dziecko ponad 10lat. Wdzięczność wobec niej nie zna granic. Reszta Pań,
które uczestniczyły w jej rehabilitacji, też zasługuje na wielkie uznanie, bo są
to osoby wielkiego serca.
Schody zaczęły się, gdy dziecko poszło do przedszkola.
Chociaż była bardzo otwartym dzieckiem, nie zawsze wszystko układało się bezproblemowo.
Nieraz słyszałam, aby wpajać dziecku, żeby nie przytulało się do innych, gdyż
sobie tego nie życzą. Jak miałam to zrobić? Skoro takie dzieci są pełne
miłości. Wtedy zaczęłam się rozglądać za inną placówką dla mojej córki i tak w
2014 r. trafiłam do specjalnej szkoły we Frysztaku. Córka moja jest tam po
dzień dzisiejszy.
Chociaż byłam pełna obaw,
to moje dziecko odnalazło się w szkole. Były też chwile pełne grozy, ale zawsze
wychodziła z opresji obronną ręką. Cały czas potrzebuje pomocy innych osób, by
móc normalnie funkcjonować, bo nie zawsze jej decyzje są adekwatne do sytuacji.
My Mamy jesteśmy pozostawione same sobie,
chociaż słyszymy zewsząd o wielkiej
pomocy, jaką nam się ofiaruje i ile robi się dla nas i tych dzieci. A w tym
wszystkim człowiekowi serce krwawi. Tak naprawdę jesteśmy zostawione na dolę i
niedolę. W wielu przypadkach spotykamy się z bardzo dużym upokorzeniem, jak np.
przy orzekaniu o stopniu niepełnosprawności, gdzie jesteśmy zależne od doktora,
który orzeka. Ale jestem najszczęśliwszą osobą, bo od pani doktor usłyszałam, że
ZD jest niepełnosprawnością o charakterze okresowym.(sic!) Jeszcze nigdy nie
spotkałam się z tym, żeby dziecko z ZD mogło funkcjonować bez pomocy osób trzecich.
Tak jak mojej córce potrzebna jest w dużej mierze pomoc, chociaż zazwyczaj
sobie radzi, jednak w niektórych czynnościach potrzebuje pomocy i nie jest
świadoma zagrożeń, jakie mogą ją spotkać. To, że chodzi i mówi - za
to DZIĘKUJE BOGU!
Wiem, że posiadam taki komfort, iż moje dziecko ma
możliwość bycia w szkole we Frysztaku do 24 r.ż., a później, jak każdy inny
rodzic, zastanawiam się, co będzie dalej... Jestem wdzięczna nauczycielom za
trud i serce, jakie wkładają w wychowanie mojej córki, oraz dzieci, które się
tam znajdują 💛.
Kończąc, życzę wszystkim rodzicom dzieci niepełnosprawnych
wiary i miłości, takiej, jaką ja otrzymuję od swojej córki, słysząc słowa: ,,Mamusiu,
Kocham Cię!’’.
Dużo zdrowia i pogody ducha na codzień dla Ciebie droga mamo🥰i tak jak mówisz nikt nigdy nie usłyszy od własnych dzieci tylu słów,, kocham cie mamusiu,, jak mu
OdpowiedzUsuń